Zakłócone wysłuchanie publiczne w sprawie aborcji
W Sali Kolumnowej w Sejmie po godzinie 10.00 rozpoczęło się wysłuchanie publiczne przed komisją nadzwyczajną do rozpatrzenia projektów aborcyjnych. Przez pierwszą godzinę posiedzenie przebiegało spokojnie.
Po wystąpieniu Mariusza Dzierżawskiego z Fundacji Pro-Prawo do Życia, który mówił o tym, jak niemieccy okupanci w czasie II wojny światowej zezwalali na aborcję w Polsce, z krzeseł podnieśli się zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy prawa kobiet do przerywania ciąży. Przeciwnicy liberalizacji podnieśli w górę kartki napisem "Piekło dzieci", wizerunkiem płodu i z czerwoną błyskawicą.
Zwolenniczki prawa do aborcji skandowały "Hej, hej, hej, aborcja jest okej". "Mordercy" i "Aborcja to zbrodnia" – odpowiadali przeciwnicy.
Przewodnicząca komisji Dorota Łoboda zarządziła kilka minut przerwy. Po niej wysłuchanie zostało wznowione.
Grupa zwolenniczek liberalizacji prawa aborcyjnego wyszła z sali.
"Nie będziemy rozmawiać i negocjować warunków naszego zdrowia, życia, tego, czy możemy o sobie decydować z osobami, która nas nienawidzą" – powiedziała PAP Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. "Wychodzimy pomagać w aborcjach, a nie rozmawiać z osobami, które chcą nas zabijać. (...) Moje ciało, moje życie to nie jest przedmiot debaty" – dodała. "Obiecali nam legalizację aborcji, a nie 12-godzinną debatę, czy moja koleżanka może o sobie decydować" – podkreśliła.
Ministra ds. równości Katarzyna Kotula (Lewica) przyznała w rozmowie z PAP, że spodziewała się emocji.
"Takiej debaty nie mieliśmy od 26 lat. Oczywiste, że ona budzi emocje, ale trzeba te emocje odłożyć na bok. Trzeba nam merytorycznej debaty o tym, co jest w tych projektach aborcyjnych, w jakim kierunku powinniśmy pójść" – podkreśliła.
Gdy przed salą Kotula wypowiadała się dla dziennikarzy, za nią stanęła grupa przeciwników aborcji z transparentami "Piekło dzieci". Zwolenniczki liberalizacji próbowały im te transparenty wyrywać. Same miały białe kartki, które – jak mówiły – symbolizowały to, że najlepsze prawo aborcyjne to brak regulacji.
Do kolejnego zamieszania doszło po kilkunastu minutach podczas wystąpienia Marty Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, która zaznaczyła, że 70 proc. ludzi w Polsce chce legalizacji aborcji, a 90 proc. chce dekryminalizacji. Wypowiedź zakłóciło środowisko Kai Godek. Aktywiści wstali i wyciągnęli transparenty. Podniosły się też zwolenniczki liberalizacji prawa aborcyjnego.
Lempart poprosiła prezydium o interwencję i przerwała swe wystąpienie.
"Chętnie będę tu stała nawet 10 godzin, nie ma problemu" – powiedziała.
Interweniowała wicemarszałkini Monika Wielichowska (KO).
"Bardzo proszę o zachowanie spokoju, inaczej będę musiała prosić o interwencję Straż Marszałkowską" – powiedziała.
Po chwili zawołała straż. Po pojawieniu się trzech funkcjonariuszy atmosfera się uspokoiła. Uczestnicy wysłuchania wrócili na miejsca. Lempart dokończyła swoją wypowiedź. (PAP)
Autorki: Paulina Kurek, Anita Karwowska
pak/ akar/ ral/ joz/